Powstanie Warszawskie (01.08-03.10.1944) to największe powstanie zbrojne organizacji podziemnych przeciwko okupantom, które wydarzyło się w czasie II Wojny Światowej. Ile miejsca na pozytywne emocje, wśród otaczającego głodu, cierpienia i śmierci mieli Powstańcy?
Heroizm, któremu nie wypada umniejszać
W tym roku mija 80 lat, odkąd Polskie Państwo Podziemne wraz z innymi polskimi organizacjami konspiracyjnymi, a także Ludowym Wojskiem Polskim, wystąpili przeciwko niemieckim okupantom. Zryw Powstańców Warszawskich, którzy nie chcieli siedzieć bezczynnie, nie chcieli biernie przyglądać się, jak ich Ojczyzna jest niszczona, grabiona, doprowadzana do ruiny. Było to jedno z najważniejszych wydarzeń historii najnowszej naszego kraju, a jednak jego słuszność wciąż jest tematem do dyskusji i powątpiewań. Zdecydowana większość Polaków nie stanęła jeszcze w perspektywie walki zbrojnej o wolność naszego kraju i obyśmy nigdy nie musieli przekonać się, jakie emocje towarzyszą człowiekowi w takim momencie, a więc niesprawiedliwa jest ocena decyzji żyjących wtedy ludzi. Miłość do Ojczyzny, wola walki i chęć zrobienia „czegokolwiek” była silniejsza niż strach przed śmiercią.
Młodzi Patrioci
W Powstaniu Warszawskim udział wzięły dziesiątki tysięcy Polaków, niestety jeszcze więcej z nich zginęło. Najmłodsi z nich mieli osiem, dwanaście czy szesnaście lat. Powinni chodzić do szkoły, bawić się z rówieśnikami, rozwijać swoje talenty i umiejętności, w beztroskiej atmosferze młodzieńczych lat przeżywać wzloty i upadki, pierwsze miłości, odnajdywać swoje powołanie. To wszystko zostało im zabrane przez wojnę, która nie spowodowała zwątpienia, chęci ucieczki i poddania się – wręcz przeciwnie, pobudziła heroizm, patriotyzm i miłość do Polski. Pomagali, jak umieli. Widząc i obserwując starsze rodzeństwo, może rodziców, wujków, też chcieli przyczynić się do lepszego jutra. Wielu z nich zapłaciło za to najwyższą cenę. Teraz, ich rówieśnicy to ostatnie pokolenie, które ma szansę pamiętać Powstańców nie tylko z opowieści, ale z obchodów rocznicowych, telewizji, Internetu. Jednak niezależnie od wieku, Powstańcom towarzyszyły pewne wartości, czyli wiara, nadzieja i miłość.
Wiara
Czy religijność pomagała przezwyciężyć strach, wątpliwości? Wszak „jak trwoga, to do Boga”. Historyczka Marcelina Koprowska w książce „Życie religijne podczas Powstania Warszawskiego” pisze, że wiara była czynnikiem, który wielu warszawiakom pomógł przetrwać dramat wojny. Powstańcy chętnie modlili się, spotykali w podwórkach czy piwnicach, aby rozmawiać o Bogu i wzajemnie pomagać sobie w umacnianiu tej wiary. Również jeżeli chodzi o sakramenty, były one bardzo istotne. Długie kolejki do spowiedzi, komunii świętej były codziennością. Dlatego tak ważną rolę pełnili kapłani. Oni również na swój sposób byli Powstańcami – niejednokrotnie ryzykowali zdrowiem i życiem, sprawując Mszę świętą podczas nalotów. Trwali przy chorych i rannych, często umierających, aby wesprzeć ich w ostatnich chwilach. Podobnymi działaniami wspierały Powstańców również siostry zakonne – prowadziły punkty sanitarne, gotowały, chroniły walczących w murach zakonów. Kapłanów i siostry zakonne możemy określić religijnym filarem wydarzeń z 1944 roku, jednak nie tylko oni aktywnie udzielali się podczas Powstania. Jedną ze świeckich osób, której działalność była niesamowitym świadectwem, była Maria Okońska, późniejsza współpracowniczka kard. Stefana Wyszyńskiego, która wraz z koleżankami podjęła w połowie sierpnia inicjatywę nowenny przed świętem Matki Bożej Częstochowskiej i rozpropagowały ją w dużej części Warszawy. Wiara była umocnieniem przekonań, z niej wychodziły dalsze wartości, nadzieja o lepsze jutro i miłość. Wierzyli w Boga i w to, że to co robią, ma sens.
Nadzieja
Za Słownikiem Języka Polskiego, nadzieja, to „oczekiwanie spełnienia się czegoś pożądanego i ufność, że to się spełni, urzeczywistni”. Ciężko chyba znaleźć lepsze określenie, kiedy myślimy o uczuciach, które mogły towarzyszyć Powstańcom. Oczekiwanie: na lepsze jutro, na spokój, na zwycięstwo i ponowne spotkanie z rodziną, ukochaną lub ukochanym, na kontynuację nauki lub rozpoczęcie wymarzonej pracy. „(..) ufność, że to się spełni”. Ufność, a nie pewność czy przekonanie. To właśnie z wiary rodziła się nadzieja, ufność, że to wszystko, na co tak bardzo czekają i w co tak bardzo wierzą, się ziści. Ufali swoim dowódcom, ufali swoim kolegom z oddziału, że w sytuacji zagrożenia życia pomogą sobie, cokolwiek by się nie działo i ufali cywilom, że niesiona pomoc jest bezinteresowna, a gdy słyszeli od nich „wierzymy w Was”, również ufali, że słyszą słowa płynące z głębi serca. Gdyby Powstańcy nie mieli nadziei, prawdopodobnie to Powstanie nigdy by się nie wydarzyło. Nie chodzi tu o wątpliwości, bo te na pewno pojawiały się w ich sercach, a to w zasadzie zupełnie naturalne i zrozumiałe. Wciąż musimy pamiętać, że mówimy o „ufności”, a nie „pewności”. Wątpili na pewno niejednokrotnie w samych siebie, w swoje siły, w słuszność swoich decyzji, wątpili również w obecność okupanckiego sumienia, jednak wciąż mieli nadzieję. Gdyby było inaczej, większość z nich zginęłaby jeszcze przed wybiciem godziny 17:00 01.08.1944 r.
Miłość
256 podzielimy przez 63. Wynik tego działania to 4,063 i jeszcze kilka dalszych miejsc „po przecinku”. Statystycznie więc na każdy dzień Powstania przypadały około 4 śluby. 256 par, w zdecydowanej większości par powstańczych, podjęło decyzję o zawarciu związku małżeńskiego. Na przekór śmierci i wojnie, z chęcią dania samym sobie namiastki normalności z czasów przedwojennych, ślubowali sobie miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że nie opuszczą się aż do śmierci. A w panujących warunkach mogła przyjść w każdej chwili. Decydując się na ślub, nie wiedzieli ile dni, tygodni czy lat przyjdzie im żyć ze sobą, nie wiedzieli, czy zginą oboje, czy może jednemu z nich uda się przetrwać i dożyć spokojnej starości. „Trudno powiedzieć, czy to była dobra decyzja. To był po prostu moment taki, że właściwie nie wiedzieliśmy, co się z nami dalej stanie. Chcieliśmy mieć bliski związek ze sobą. Nie wiadomo było, czy jedno zginie, czy przeżyjemy. Przecież to były straszne chwile. (…) Byliśmy zamknięci, byliśmy skazani właściwie na zagładę. Jeżeli uczucie zakwitło przedtem, to chcieliśmy jakoś to sfinalizować, przecież byliśmy młodzi. Ile miałam lat? Nie miałam dwudziestu lat, a Maciej miał dwadzieścia cztery, dzieciaki” – tak o swoim zamążpójściu mówiła Pani Grażyna Pilszak, pseudonim „Grażyna”, w wywiadzie dla „Archiwum Historii Mówionej” Muzeum Powstania Warszawskiego. Te śluby nie były normalne, często trwały bardzo krótko, ale były błogosławione przez księży, kapelanów – wiele par żyło ze sobą dziesiątki lat. Jednak miłość w czasie Powstania Warszawskiego, to nie tylko miłość prowadząca dwoje ludzi przed ołtarz, ale również ta, która była główną przyczyną jego wybuchu: miłość do Ojczyzny. Ciężko uwierzyć, żeby młodzi ludzie chcieli oddać życie np. dla sławy czy pieniędzy. Mieli świadomość, że to raczej mało prawdopodobne. Naturalnie nasze myśli kierują się więc w stronę miłości i chęci uwolnienia Matki, Polski.
Niepotrzebne wątpliwości
My też z miłością powinniśmy myśleć o Powstańcach, ze świadomością, że młodzi chłopcy i młode dziewczyny narażały swoje życie, abyśmy my teraz mogli żyć w wolnym kraju. Tą wolnością nie możemy nigdy pogardzić, bowiem nie jest ona dana raz na zawsze. Kwestia słuszności Powstania Warszawskiego i wszystkich decyzji, które zostały podjęte w trakcie jego trwania, to również temat do pozostawienia tym, którzy wzięli w nim udział. A Pani Grażyna Pilszak, została w 2007 roku zapytana:
– Czy jakby pani miała niecałe dwadzieścia lat, czy poszłaby pani po raz drugi do Powstania Warszawskiego?
I odpowiedziała bardzo krótko: – Oczywiście, że tak.
Weronika Fląd – Martyria