Odnowić MIŁOŚĆ Eucharystii
Z bp Jerzym Mazurem, biskupem ełckim, rozmawiamy jaki jest cel Kongresu Eucharystycznego Diecezji Ełckiej i ja go osiągnąć oraz o symbolice logo, które będzie towarzyszyło temu wydarzeniu. Przypominamy, że uroczysta inauguracja Kongresu miała miejsce 28 marca, w Wielki Czwartek, w czasie Mszy Krzyżma Świętego w katedrze ełckiej.
Ks. Biskupie, przed nami piękny czas dla naszej diecezji – Kongres Eucharystyczny…
Piękny i wymagający. Jest zwołaniem wspólnoty wiernych, aby wspólnie celebrować Eucharystię
i doświadczyć w niej komunię ze Słowem Bożym, z Ciałem Jezusa Chrystusa, ale również z naszymi braćmi i siostrami. Pragniemy prosić Ducha Świętego, by Kongres stał się wielką wspólną modlitwą duchownych
i świeckich, dziękczynieniem za Eucharystię, za szafarzy Eucharystii, wypraszaniem łaski powołania kapłańskiego dla ludzi młodych, szukaniem nowych dróg i sposobów głoszenia Ewangelii.
Kongres Eucharystyczny jest czasem łaski i szansą dla Kościoła ełckiego?
Oczywiście. Celem Kongresu Eucharystycznego jest odnowienie wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa w Sakramencie Ołtarza i ożywienie naszych relacji z Bogiem obecnym w Eucharystii. Po drugie odnowienie kultu eucharystycznego w parafiach poprzez rozpalenie miłości do życia Eucharystią i do adorowania Jezusa Chrystusa w Najświętszym Sakramencie. Po trzecie ożywienie nadziei, by Eucharystia stawała się siłą inspirującą do wypełniania misji głoszenia Ewangelii o zbawieniu i służenia bliźnim, szczególnie chorym, potrzebującym i żyjącym na peryferiach.
No właśnie… Jak osiągnąć te cele?
Osiągniemy je poprzez uczestniczenie we Mszach św., przyjmowaniu Komunii świętej, trwanie na adoracji przed Najświętszym Sakramentem a także poprzez formacje eucharystyczną i udział w nabożeństwach oraz procesjach eucharystycznych.
Do czego nas, kapłanów, siostry zakonne, ludzi świeckich ks. biskup pragnąłby zachęcić?
Poznawajcie wartość Eucharystii, odnawiajcie relacje z Chrystusem, ożywiajcie Wasze życie eucharystyczne i pomagajcie innym spotykać się z Bogiem. Kapłan jest sługą Eucharystii. To kapłan we wspólnocie Kościoła w sposób szczególny wypełnia Chrystusowe wezwanie: „Czyńcie to na moją pamiątkę”. Jako kapłani jesteśmy odpowiedzialni za piękne sprawowanie liturgii Mszy świętej oraz za formację eucharystyczną wspólnoty parafialnej, a także za zaangażowanie ludzi świeckich w liturgię. Od tego bowiem także zależy wiara naszych wiernych. Kapłan jest tutaj wyjątkowym świadkiem Chrystusa, jest sakramentalnym znakiem samego Chrystusa. Trwajcie także razem z waszymi parafianami na adoracji przed Najświętszym Sakramentem. Jako zachętę do adoracji przywołuję słowa św. Jana Pawła II: „Największe zło świata możemy pokonać mocą adoracji eucharystycznej”. W ten sposób zwyciężajcie więc każde zło.
Szczególnie Wy, Drodzy Rodzice, pomagajcie dzieciom spotykać się z Chrystusem na Mszach Świętych. Do poznawania wartości Eucharystii pragnę zachęcić Was słowami św. Teresy od Dzieciątka Jezus: „Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, to służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościoła”. Zachęcam Was do pogłębiania wiedzy na temat realnej i rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii poprzez zagłębianie się w Słowo Boże, uczestniczenie w seminariach, konferencjach, katechezach i spektaklach eucharystycznych oraz indywidualną lekturę. Dawajcie świadectwo Waszej żywej wiary poprzez udział w wydarzeniach kongresowych w parafiach, w procesjach eucharystycznych, nabożeństwach oraz koncertach uwielbienia. Niech w całej naszej diecezji trwa wielka modlitwa przed Najświętszym Sakramentem w intencjach Kongresu. Proszę o nią także chorych i cierpiących o ofiarowanie swoich cierpień w kongresowych intencjach. Trwajmy razem z Maryją, Matką Kościoła, Patronką naszej Diecezji i prośmy Ją, by nas prowadziła w czasie Kongresu
Wydarzeniu kongresowemu będzie towarzyszyło logo. Co ono przedstawia, jakie jest przesłanie?
Logo zawiera cztery symboliczne znaki: Serce, Krzyż, Hostię i Wspólnotę.
Serce – źródło miłości. Przypomina nam, że Bóg jest Miłością. Patrząc na nie, jesteśmy zachęcani, aby zwrócić się ku miłości Ojca, który jest źródłem prawdziwej miłości. To On nas umiłował i z miłości do nas „posłał Syna swojego jako ofiarę przebłagalną za nasze grzechy” (1J 4, 10). Pragnieniem Serca Jezusowego jest zbawienie wszystkich ludzi.
Krzyż – utworzony z czterech gwoździ. Symbolizuje mękę i zbawczą śmierć Chrystusa. Przypomina nam przeogromną cenę naszego zbawienia. To z miłości do nas Jezus, Syn Boży, poniósł śmierć na krzyżu. Krzyż wzywa do uczenia się tej miłości i mądrości, która zapewnia zwycięstwo.
Hostia – symbolizuje Eucharystię. Eucharystia to Zmartwychwstały Chrystus, który daje nam siebie wraz z Bogiem Ojcem i Duchem Świętym. Wpatrując się w białą Hostię, słyszymy Jego słowa: „JA JESTEM Z WAMI”. On także woła do nas: „Przyjdźcie do Mnie wszyscy, którzy utrudzeni i obciążeni jesteście, a Ja was pokrzepię” (Mt 11, 28). Spotykajmy się z Chrystusem we Mszy św. i na adoracji Najświętszego Sakramentu.
Wspólnota – przypomina nam, że to my jesteśmy wspólnotą Kościoła zgromadzoną wokół Chrystusa, który powiedział: „Gdzie są dwaj albo trzej zebrani w imię moje, tam jestem pośród nich” (Mt 18, 20). Wspólnota żyje i buduje się Eucharystią. Wszyscy jesteśmy zaproszeni, by w mocy Ducha Świętego trwać we wspólnocie Kościoła, ożywiać wiarę w obecność Jezusa Chrystusa w Eucharystii, odnawiać relacje z Nim i doświadczać Jego miłości i miłosierdzia.
Do zobaczenia podczas wszystkich wydarzeń Kongresowych.
Bardzo dziękuję za rozmowę
Krzysztof Zubrzycki
„Eucharystia jest sakramentem jedności Kościoła… Z Eucharystii wypływa misja Kościoła i jego zdolność do wnoszenia szczególnego wkładu w życie rodziny ludzkiej… Eucharystia jest skutecznym przekazywaniem światu pożegnalnego daru Chrystusa: „Pokój zostawiam wam, pokój mój daję wam…” – Słowa nauczania św. Jana Pawła II są zawsze aktualne, a zwłaszcza teraz, kiedy to ks. bp Jerzy Mazur, biskup ełcki, ogłosił Diecezjalny Kongres Eucharystyczny. Słowa Papieża Polaka teraz brzmią jeszcze bardziej wyraziście i stają się wyzwaniem do podjęcia pogłębionego życia wiary w naszym chrześcijańskim polskim życiu.
Bożenna Szynkowska
Dar Największy – czy umiemy go przyjąć?
Eucharystia jest darem od Pana Boga dla nas. Czy prawdziwie rozumiemy Jej tajemnicę? Czy faktycznie skupiamy się na tym, jak wielki cud dzieje się na naszych oczach podczas każdej Mszy świętej? Czy wierzymy w Ciało i Krew? Dopiero prawdziwe zrozumienie Jej wartości pozwala na stuprocentową wiarę w to, co dzieje się na ołtarzu.
Ustanowienie
Zbliżające się majowe Pierwsze Komunie święte znów kierują naszą uwagę na Eucharystię. To, czego wspomnienie przeżywaliśmy nie tak dawno, bo w Wielki Czwartek, jest nieodłącznym elementem życia każdego katolika. Eucharystia, z greckiego „dziękczynienie”, to dar od Chrystusa. „To jest Ciało moje, które za was będzie wydane” (Łk 22,19); „To jest moja Krew Przymierza, która za wielu będzie wylana” (Mt 26,28). „To czyńcie na Moją pamiątkę” (Łk 22,19–22) – to nic innego, jak znak, że wcześniej wspomniany „dar” to za małe słowo – jest to Dar Największy – Dar, który Jezus podczas Ostatniej Wieczerzy dał nam z samego siebie. Sam Bóg, cząstkę siebie, Ciało i Krew przekazuje nam pod postacią chleba i wina.
Piękno tajemnicy
Zarówno przeistoczenie, jak i cała Msza święta jest dla nas swego rodzaju zagadką, którą nie do końca da się rozwikłać. I zaakceptowaliśmy ten stan rzeczy, stan niezrozumienia tajemnicy, zamiast próbować nieustannie ją zgłębiać. Święta Teresa od Dzieciątka Jezus pisała: „Gdyby ludzie znali wartość Eucharystii, służby porządkowe musiałyby kierować ruchem u wejścia do kościołów”. Tylko czy uczciwie próbujemy tę wartość poznać? Czy może jednak traktujemy Eucharystię jako coś codziennego? A Chrystus nieustannie chce nam siebie dawać, abyśmy razem z Nim stali się zjednoczeni. Aby lepiej to zrozumieć, trzeba zauważyć powiązanie między Eucharystią, a Męką i Śmiercią Pana Jezusa. „Ofiara Chrystusa i ofiara Eucharystii są jedyną ofiarą. Jedna i ta sama jest bowiem Hostia, ten sam ofiarujący – obecnie przez posługę kapłanów – który wówczas ofiarował siebie na krzyżu” czytamy w Katechizmie Kościoła Katolickiego i powinniśmy o tym pamiętać za każdym razem, gdy patrzymy na białą Hostię w rękach kapłana.
Wystarczy wiara
Jeżeli przychodzimy na mszę, widzimy ołtarz, obrus, świece i księdza, a nie widzimy Chrystusa – ciężko mówić o prawdziwym uczestniczeniu w Eucharystii. Do tego potrzebna jest tylko wiara i aż wiara. Wiara w to, że jesteśmy świadkami tej Ofiary, wiara w to, że Bóg w swojej miłości przechodzi to dla nas w wielu zakątkach świata, miliony razy dziennie. Jeżeli jest nam ciężko, prośmy. To żaden powód do wstydu, by prosić Chrystusa o łaskę wiary, o wzmocnienie w nas ufności wobec tego, co widzimy albo co chcemy zobaczyć. W historii świata mieliśmy już przykład narodu, który oczekiwał przyjścia Mesjasza, a finalnie nie potrafił Go przyjąć. Czy nie warto zatem pracować nad sobą, abyśmy nie zostali odebrani podobnie?
Aby żyć w jedności z Chrystusem, a jednocześnie zrozumieć wartość Eucharystii, powinniśmy mieć udział nie tylko w Jego chwale, ale również w cierpieniu, ofierze: „Cieszcie się, im bardziej jesteście uczestnikami cierpień Chrystusowych, abyście się cieszyli i radowali przy objawieniu się Jego chwały” (1 P 4,13). Jeżeli świadomość z czym wiąże się przeistoczenie, zostanie w nas, będziemy w stanie przyjąć łaskę wiary – korzystajmy z tego, szczególnie w czasie trwającego Kongresu Eucharystycznego Diecezji Ełckiej.
Weronika Fląd
JEŚĆ, ŻEBY ŻYĆ – czy – ŻYĆ, ŻEBY JEŚĆ?
Człowiek oprócz swojej natury zwierzęcej, ma również naturę ludzką. Choć czasem można by odnieść wrażenie, że znacząca większość społeczeństwa ma w swojej naturze większy udział animalistyczny. Można jednak napotkać na drogach swojego życia jednostki z przewagą natury humanistycznej. Do funkcjonowania każdy człowiek, bez względu na przeważające cechy naturalne, potrzebuje paliwa. Tym paliwem jest pokarm. Powiedzenie „pokaż mi, co jesz, a powiem Ci, kim jesteś” staje się odpowiedzią na pytanie, kim jesteśmy naprawdę.
Życiodajne paliwo należy rozdzielić na pokarm dla ciała i pokarm dla duszy. Jakkolwiek górnolotnie i humanistycznie by to nie zabrzmiało – to ludzie zasadniczo tym właśnie różnią się od zwierząt, że nie żyją tylko po to, żeby jeść – ale jedzą po to, żeby żyć! Żyć fizycznie, ale też i duchowo!
Często jest tak, że jak zjemy coś bardzo smacznego, ale niezdrowego – to czujemy się źle. Mogą to być dolegliwości żołądkowe, ogólne pogorszenie stanu zdrowia i możliwości funkcjonowania. Mogą to być też dolegliwości natury psychicznej – czyli wyrzuty sumienia z powodu niezdrowego odżywiania. Przyczyna tego samopoczucia zawsze leży w tym samym miejscu – jest wynikiem błędnej decyzji (zazwyczaj podjętej w bardzo impulsywny sposób) o zjedzeniu jeszcze jednego – kolejnego – i kolejnego – i następnego – i może jeszcze jednego malutkiego kawałeczka serniczka. Podejmując tę decyzję, mamy pełną świadomość tego, że może nam ten ostatni kawałeczek serniczka zaszkodzić (bo w sumie zawsze szkodzi ten ostatni), ale przypływ szczęścia jest tak ogromny, że nie myślimy o tym, co będzie – a skupiamy się na tym, co jest!
Ten sam mechanizm działa przy rozeznaniu prawdziwego szczęścia. Podejmujemy różne decyzje, które mają wpływ na naszą radość i szczęście. Niektóre z nich przynoszą nam chwilowe zadowolenie, a następnie cierpienie (tak jak w przypadku zjedzenia wspomnianego serniczka), a inne to zadowolenie chwilowe mogą przeobrazić w radość i szczęście długotrwałe – ba – nawet wieczne.
Takim pokarmem szczęścia jest Eucharystia! Spożywanie z pełną wiarą i świadomością ciała i krwi Jezusa Chrystusa daje radość wieczną – bo prowadzi nas bezpośrednio w objęcia szczęścia i miłości, którymi jest właśnie Bóg. Nawet jeśli w przestrzeni publicznej pojawiają się prześmiewcze memy o „wsuwaniu Wafla” w czasie mszy – to ten Wafel właśnie, jest miłością i radością, której przyjmowanie przerodzi się z całą pewnością w życie nieskończone (nawet jeśli wydaje się to irracjonalne, staroświeckie i nierealne – czy to się komuś podoba, czy nie – to tak właśnie jest).
A więc – oczywistą rzeczą jest, że człowiek żyje napędzany paliwem w postaci kalorii przyjmowanych w czasie posiłków. Dusza ludzka żyje zaś napędzana paliwem Eucharystycznym niezbędnym do życia nie tylko tu i teraz – ale tam i na zawsze! Decyzja o tym, czym wypełniać dietę, należy do Ciebie!
Grzegorz Kacperski
Zmartwychwstały Jezus jest obecny pod postaciami chleba i wina prawdziwie jako Bóg i jako człowiek – ze Swoim ciałem, krwią i duszą. Ze względu na tę stałą i realną obecność czymś bardzo pożytecznym jest adoracja Najświętszego Sakramentu. Czas spędzony przed Obliczem Pana staje się okazją do wewnętrznego wyciszenia, uspokojenia się i modlitwy. Powinno to być pełne miłości spotkanie z naszym Bogiem, Panem, Stwórcą, Zbawicielem i najlepszym Przyjacielem. Szczególnie w czasie Kongresu Eucharystycznego trwającego w naszej diecezji, warto postawić własne serce w prawdzie i miłości przed obliczem Eucharystycznego Jezusa.
Adoracja Najświętszego Sakramentu stanowi pomoc w głębszym przeżywaniu Komunii św., przypomina o obecności Zbawiciela w naszej duszy, o Jego bliskości, miłości i pokorze, która skłania Go do ukrycia swojej wielkości i potęgi pod osłoną odrobiny chleba i wina. Wszystko to dla nas, abyśmy bez lęku i przymusu zbliżali się do Niego, rozmawiali z Nim i okazywali Mu naszą miłość.
Maryja pokazuje nam, jak patrzeć z miłością na Jej Syna, jak Go prawdziwie i z wielką pokorą adorować. Kto pragnie nauczyć się właściwej adoracji Jezusa w Najświętszym Sakramencie, ten niech wpatruje się w Matkę Najświętszą i niech Ją prosi o taką miłość do Jej Syna, jaka rozpalała i nadal rozpala Jej Serce.
Czym jest modlitwa adoracyjna? Co ona daje?
Po pierwsze adoracja uzmysławia nam sam fakt naszego istnienia. Często żyjemy jakby w transie. Nieraz jesteśmy tak bardzo zajęci produkowaniem i konsumowaniem dóbr, iż jesteśmy jakby nieświadomi siebie. Zajmujemy się rzeczami, zlewamy się z nimi. Adoracja odrywa nas od rzeczy i uczy nas dobrego ich używania. Uczy osobowego stosunku do życia – własnego i naszych bliźnich. Życie ludzkie samo w sobie posiada wartość. Nie domaga się ono w jakiś sposób absolutny sukcesów, dobrej opinii czy innych rzeczy. Nie jesteśmy zależni od rzeczy (por. Łk 2, 15). Dzięki adoracji możemy oddzielać plewy od ziarna i uczyć się kochać nasze życie także wtedy, gdy naznaczone jest ono kruchością, słabością i ubóstwem.
Po drugie adoracja umożliwia nam stawanie w obecności Boga i ludzi. Świadomość siebie jest potrzebna po to, by wyjść od siebie i przejść do Boga, a w Bogu do ludzi. Adoracja dokonuje się we wspólnocie Kościoła. Adoracja nie jest alternatywą miłości bliźniego. Ona prowadzi do miłości ludzi. Gdybyśmy chcieli ukryć się w kruchcie kościoła, ponieważ świat jest zły, wówczas nasza religijność odgradzałaby nas od ludzi. Byłaby to chora duchowość, chora modlitwa. Modlitwa wychodzi od Boga i prowadzi do ludzi. Jednym z istotnych celów naszej modlitwy jest komunia z bliźnimi.
Po trzecie adoracja prowadzi nas ku zdziwieniu, ku kontemplacji Boga, ludzi i nas samych. Zarówno na świecie jak i w naszym życiu nic nie jest oczywiste. Wszystko jest nieprzewidzianym darem. Adoracja leczy nas z postawy roszczeniowej. Adoracja rodzi wdzięczność. Adoracja posiada ścisły związek z Eucharystią. Najpełniejszą formą adoracji jest trwanie w obecności Eucharystii – Najświętszego Sakramentu. Im bardziej zbliżamy się do Boga, im pełniej wnikamy w Boga, tym głębiej rozumiemy, że wszystko jest tajemnicą: Bóg, drugi człowiek, a także my – sami dla siebie. Adoracja nie wyjaśnia nam tajemnicy Boga ani też tajemnicy ludzkiego istnienia. Adoracja nie rozwiązuje też problemów w jakiś sposób automatyczny. Z adoracji wynosimy raczej wiele twórczych pytań i wątpliwości. A mimo to adoracja wprowadza w nas głęboki pokój wewnętrzny, radość, zaufanie; zaufanie do Boga i do własnego życia, zaufanie do bliźnich.(…)
Adoracja przedłużeniem Mszy Świętej
Adoracja jest nie tylko okazją do wyrażenia miłości Jezusowi, ale i dziękczynienia. Adoracje nasze mają być odpowiedzią na słowa liturgii mszalnej: „Dzięki składajmy Panu, Bogu naszemu, bo godne to i sprawiedliwe”.
W trakcie adoracji wyrażamy Chrystusowi nie tylko naszą miłość i wdzięczność. Pragniemy także być podobni do Maryi i razem z Nią rozważać wielkie dzieła Boże i śpiewać swoje Magnificat, bo „uczynił mi wielkie rzeczy”. To rozważanie dzieł Bożych i pamięć otrzymanych łask w życiu osobistym czy społecznym prowadzi do poczucia wdzięczności i dziękczynienia za Boże miłosierdzie. Razem z psalmistą człowiek pragnie wielbić Boga za to i powtarzać: „Bo na wieki Jego miłosierdzie”.
Adoracja, która jest przedłużeniem Mszy św., ma być również rozważaniem wielkiej tajemnicy wiary. Potrzebna jest cicha modlitwa adoracyjna, by tę tajemnicę lepiej zrozumieć i przeżyć. Adoracja jest także skutecznym środkiem własnego uświęcenia. Można by podać wiele przykładów z życia świątobliwych ludzi, którzy z niej właśnie czerpali siłę do pracy nad sobą. Przez tę modlitwę wypraszali również łaski potrzebne do zbawienia świata. (…)
Dlaczego Adoracja jest potrzebna?
„Wśród różnych praktyk pobożnych adoracja Jezusa sakramentalnego jest pierwsza po sakramentach, najbardziej miła Bogu i najbardziej pożyteczna dla nas” – to słowa św. Alfonsa Liguoriego cytowane przez Ojca Świętego Jana Pawła II w encyklice „Ecclesia de Eucharystia” (nr 25).
Jak przeżywać adorację?
„Pięknie jest zatrzymać się z Nim i jak umiłowany Uczeń oprzeć głowę na Jego piersi (por. J 13, 25), poczuć dotknięcie nieskończoną miłością Jego Serca. Jeżeli chrześcijaństwo ma się wyróżniać w naszych czasach przede wszystkim sztuką modlitwy, jak nie odczuwać odnowionej potrzeby dłuższego zatrzymania się przed Chrystusem obecnym w Najświętszym Sakramencie na duchowej rozmowie, na cichej adoracji w postawie pełnej miłości? Ileż to razy, moi drodzy Bracia i Siostry, przeżywałem to doświadczenie i otrzymałem dzięki niemu siłę, pociechę i wsparcie!” (Jan Paweł II, Encyklika „Ecclesia de Eucharistia” 25).
Adoracja wymaga specjalnego miejsca, ściśle określonego czasu…
I chociaż możemy adorować Boga praktycznie w każdym miejscu, to jednak powinny istnieć także wybrane miejsca, które swą atmosferą ciszy i skupienia zapraszałyby nas do adoracji. (…) Ciągła adoracja Najświętszego Sakramentu w świątyniach naszych miast jest znakiem żywego Kościoła. (…) Oczywiście adoracja domaga się także czasu. Doświadczenie Boga stopniowo zamiera z nas, kiedy nie mamy czasu na modlitwę, na adorację. Właśnie brak adoracji, brak modlitwy sprawia, że marnujemy nieraz wiele czasu i energii na uśmierzanie naszych niepokojów i lęków. Czas przeznaczony na adorację sprawi, że nasze życie, także życie emocjonalne, zawodowe, rodzinne czy wspólnotowe będzie bardziej uporządkowane. Zatem…warto TRWAĆ.
Ks. Krzysztof Zubrzycki
Eucharystia – Życie w pełni
Chrzest jest inicjacją w chrześcijańskie życie, która nosi miano narodzin do Nowego Życia, życia z Bogiem. Eucharystia razem z bierzmowaniem również nazywana jest sakramentem inicjacji chrześcijańskiej. Stąd kiedy dorosła osoba przyjmuje sakrament chrztu, przyjmuje go z bierzmowaniem i Eucharystią.
Ojcowie Kościoła byli pod wrażeniem więzi, jaka łączy chrzest i Eucharystię. Innymi słowy Krew i Woda, które wypłynęły z boku Chrystusa na krzyżu, kryją głębię o wielkim znaczeniu. W chrzcie łączymy się z Jezusem dzięki Jego łasce, natomiast w sakramencie Eucharystii Jezus istnieje substancjalnie, tzn. jest Obecny prawdziwe i rzeczywiście w swoim Ciele, Krwi, Boskości i Duszy. Eucharystia jest pokarmem, którym jest Sam Jezus Chrystus. Stąd by móc do Niej przystąpić, nie można być przywiązanym do grzechu.
Eucharystia jest sakramentem ustanowionym przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Chrześcijanie sprawując Ją wypełniają polecenie Mistrza „To czyńcie na moją pamiątkę. (Łk 22, 19)”
W rozumieniu tradycyjnym Eucharystia, będąc sakramentem wieńczącym wtajemniczenie chrześcijańskie, uobecnia Misterium paschalne, mękę, śmierć i zmartwychwstanie Chrystusa oraz zesłanie Ducha Świętego. Jest ofiarą uwielbienia oraz objawieniem pełni i jedności Kościoła. Oznacza to, że uczestnicząc w Eucharystii, uczestniczymy w tym, co dokonał Jezus. Jego Pascha: męka, śmierć i zmartwychwstanie, staje się naszym udziałem. Taki jest sens, by codzienność chrześcijanina stawała się paschalna: umierać każdego dnia dla grzechu, by zmartwychwstać dla Pana – do życia w Miłości.
Przez sakrament chrztu zostaliśmy przez Boga włączeni w Jego Życie we wspólnocie Kościoła. I tak, jak potrzebujemy pokarmu w naszej codzienności, by mieć siły do pracy, obowiązków, tak również by móc rozwijać duchowe życie, potrzebujemy pokarmu eucharystycznego. Nie można rozwijać ducha bez odpowiedniego pożywienia.
Wielu chrześcijan dzisiaj nie uczestniczy w pełni w Eucharystii, nie widzi potrzeby korzystania z sakramentu pokuty i pojednania. Skąd się to bierze, co jest przyczyną? Brak świadomości grzechu? Owszem jest to efekt tego. Ale bardziej widocznym jest brak wrażliwości na potrzebę rozwoju duchowego, a to wynika z braku relacji z Bogiem. Skoro człowiek nie żyje w więzi z Bogiem, to jak może widzieć i odczuwać potrzebę tej więzi? I dalej, jak może potrzebować pokarmu, którym jest Chrystus, skoro nie widzi, że ten pokarm go nasyca. Co to znaczy być nasyconym? To przede wszystkim świadomość czystego serca, doświadczenie Miłości Boga, a także komunia z Nim. Dosłownie bycie z Nim w jedności.
To, do czego wzywa nas Bóg, to byśmy karmiąc się Nim, odzwierciedlali Jego samego. Mamy się stawać tacy, jak On. Skoro przyjmujemy Go za pokarm, trzeba nam się stawać tym, czym ten pokarm jest. A Jezus jest Miłością, Pokojem, Dobrem. Tym właśnie ma charakteryzować się nasza codzienność. Nie ma innej drogi do Świętości poza Chrystusem. A Jego życie polegało na wypełnianiu woli Ojca. Stąd Jezus zostawił nam siebie samego w eucharystycznym chlebie, by nas posilać sobą, byśmy stawali się na wzór Jego. Warto podjąć refleksję na temat doceniania dostępu do Eucharystii. W historii Kościoła bywały takie momenty, kiedy Komunię święta przyjmowano tylko raz do roku.
Warto zauważyć, jak wielkim mandatem zaufania zostaliśmy obdarzeni przez Boga. Przez sakrament chrztu włączył nas w Swoje Życie, a w Eucharystycznym Chlebie, daje nam siebie za pokarm. A ten pokarm prowadzi do zbawienia. Bóg obdarza nas swoją łaską, a także pozwala nam siebie spożywać. Możemy każdego dnia Boga dotknąć, spożyć, nasycić się Nim.
Jaka jest nasza świadomość tego daru? Czy Eucharystia nam trochę nie „spowszedniała”?
Jezus sam nam daje wskazówki: „Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Jeżeli nie będziecie spożywali Ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili Krwi Jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje Ciało i pije moją Krew, ma życie wieczne, a Ja go wskrzeszę w dniu ostatecznym. (J 6, 53 – 54).
s. Zofia Zagraba
Przygotuj się!
Dobre przygotowanie do Mszy św. i Komunii św., pomaga nam w owocnym przeżyciu Sakramentu Ołtarza. Wejście w największą tajemnicę wiary prosto ze zgiełku świata nie jest najlepszym pomysłem.
Świadkowie w procesie beatyfikacyjnym i kanonizacyjnym Jana Pawła II podkreślają, że Papież Polak „nigdy nie zaniedbywał przygotowań do celebracji Mszy świętej. Przygotowywał się do niej już poprzedniego wieczoru, recytując po łacinie modlitwy przygotowawcze. Przebudzając się w nocy, przypominał intencję, w której miała być odprawiona msza (w każdą środę, na przykład, odprawiał ją w intencji diecezji rzymskiej). Kiedy Ojciec Święty wchodził do zakrystii – wspominał jeden z mistrzów ceremonii – klękał, lub w ostatnich latach pontyfikatu siadał na krześle i modlił się w ciszy. Modlitwa trwała dziesięć, piętnaście, a nawet dwadzieścia minut. W pewnej chwili podnosił prawą rękę, a wtedy my zbliżaliśmy się do niego, by go ubrać, robiąc to w całkowitej ciszy”.
Przed wyjściem z domu
Kościół od początku podkreśla wagę należytego przygotowania do Mszy św. Po Soborze Watykańskim II „Ogólne wprowadzenie do Mszału rzymskiego” wskazuje na wagę przygotowania, zarówno samej liturgii, jak również wszystkich, którzy w niej uczestniczą. Konferencja Episkopatu Polski podkreśla doniosłą rolę dobrego przygotowania się „Wszyscy udający się na sprawowanie Eucharystii powinni się do niej przygotować przez post i modlitwę, przez pojednanie z Bogiem i braćmi, a także przez rozważanie słowa Bożego i przygotowanie daru ofiarnego”.
Warto pamiętać o tym, że Msza św. zaczyna się dużo wcześniej niż o ustalonej godzinie. Przygotowanie zaczyna się już w domu, od decyzji pójścia na Mszę św., która zależy przede wszystkim od osobistej wiary. Jedna z eucharystycznych pieśni brzmi: „Pan wieczernik przygotował, swój zaprasza lud, dla nas wszystkich dom otworzył i zastawił stół”. Jeśli ktoś z żywą wiarą przyjmuje zaproszenie Jezusa, to nie jest obowiązek, lecz przyjęcie zaproszenia, przyjęcie Bożego daru. Po osobistej decyzji motywowanej wiarą przychodzi kolej na bezpośrednie przygotowanie się do uczestnictwa w Mszy św. Dzień wcześniej warto np. przeczytać fragmenty tekstów biblijnych, które będą odczytywane podczas niedzielnej mszy, są one dostępne w Internecie. Należy też pamiętać o odpowiednim i godnym stroju. Kościół to dom Boży, to mieszkanie Boga. Strój wyraża szacunek do osoby, z którą się spotykamy.
Godzinę przed przyjęciem Pana Jezusa, powinniśmy zachować wstrzemięźliwość od spożywania pokarmów mięsnych i napojów poza lekami i wodą. Duchowo serce i ciało powinniśmy przygotować do czegoś takiego – Jestem pusty i potrzebuję, by Pan Bóg mnie wypełnił. Msza święta jest spotkaniem z Bogiem, dlatego należy do niego przystąpić z czystym sercem. Zatem, jeżeli popełniłeś grzech ciężki – wyspowiadaj się. Wskazane jest, aby na Mszę św. przyjść do kościoła wcześniej, mieć czas na wyciszenie. Spóźnianie się z własnej winy na Eucharystię, to brak szacunku do Chrystusa i całej wspólnoty obecnej na Eucharystii. Przy wejściu do kościoła znajduje się kropielnica – naczynie z wodą święconą. Wchodzący zanurza rękę w wodzie i czyni znak krzyża. Tym gestem przypomina sobie, że został ochrzczony, czyli oczyszczony z grzechów oraz stał się dzieckiem Bożym. Święcona woda i znak krzyża przy wejściu do kościoła to także prywatny egzorcyzm, czyli prośba, aby zły duch odszedł od nas i nas nie kusił oraz nie przeszkadzał w spotkaniu ze Zbawicielem. Wchodząc do wnętrza świątyni, każdy klęka przed obecnym w tabernakulum Eucharystycznym Chrystusem i trwa przez chwilę w cichej modlitwie. Jan Paweł II zaleca, aby wtedy odmawiać Różaniec.
Przed Eucharystią pamiętaj o tym, by się wyciszyć, wyłączyć. Skup się na tym, co za chwilę ma się dokonać na ołtarzu. W ciszy poczekaj na przyjście Pana Jezusa. Pamiętaj, że we Mszy świętej najważniejszy jest właśnie On.
dr Danuta Święcka
Skarb – Eucharystia
Zanim zaczniesz czytać ten artykuł, zrób sobie małe ćwiczenie – wyciągnij kartkę i długopis i zapisz dziesięć najcenniejszych skarbów, jakie masz w swoim życiu. Przeczytaj teraz, co znalazło się na twojej liście. Może jest tam żona, rodzina, praca, wiara, a może dom, który wybudowałeś i nowy samochód? Ale czy znalazło się na niej miejsce dla Eucharystii?
Eucharystia jest najcenniejsza dla Kościoła
Jan Paweł II w encyklice Ecclesia de Eucharistia napisał: „Eucharystia, pojęta jako zbawcza obecność Jezusa we wspólnocie wiernych i jako jej pokarm duchowy, jest czymś najcenniejszym, co Kościół posiada na drogach historii”. W tym krótkim zdaniu Ojciec Święty wskazuje, dlaczego to właśnie Eucharystia powinna się znajdować na liście każdego z nas.
Podczas każdej Mszy świętej spotykamy przy ołtarzu Chrystusa. To tam – na eucharystycznym stole – dokonuje się przeistoczenie chleba i wina w Jego ciało i krew. On sam staje się obecny wśród nas w sposób fizyczny i namacalny. To nie jest tylko bogate w znaki wydarzenie symboliczne, nie jest to również jedynie wspomnienie Jego męki, śmierci i zmartwychwstania. Eucharystia jest pamiątką urzeczywistniającą się na naszych oczach. Stajemy wobec ogromnej tajemnicy, bo oto nasz Pan i Zbawiciel jest obecny pośród nas w swoim Ciele i w swojej Krwi.
Aby żyć na wieki
Chociaż zewnętrzna powłoka chleba i wina zostaje po przeistoczeniu bez zmian, to ich istota jest całkowicie przemieniona mocą Ducha Świętego. Warto sobie uświadamiać to, że w Komunii Świętej nasz Pan, Jezus Chrystus, jest obecny i dostępny dla każdego z nas. Co więcej, On sam nazwał siebie „chlebem żywym”, który jest nam niezbędny na drodze do zbawienia. W Ewangelii wg św. Jana czytamy: „Ja jestem chlebem żywym, który zstąpił z nieba. Jeśli kto spożywa ten chleb, będzie żył na wieki”. (J 6,51) Jezus uczynił się pokarmem dla naszej duszy. Tak jak nasze ciało potrzebuje odpowiedniej porcji kalorii każdego dnia, tak nasza dusza musi się karmić ciałem Zmartwychwstałego na drodze do zbawienia.
Jezus obecny we wspólnocie
W znaku chleba i wina Jezus jest między nami w sposób namacalny. Jednak podczas Eucharystii doświadczamy Jego obecności w jeszcze inny, mniej oczywisty sposób. W 18. rozdziale Ewangelii wg św. Mateusza, Jezus powiedział: „Tam, gdzie dwaj lub trzej zbierają się w moje imię, jestem pośród nich”. (Mt 18,20) Zgodnie z tymi słowami wierzymy, że Jezus jest wszędzie tam, gdzie gromadzimy się razem, aby się modlić lub działać w Jego imię. Jest obecny podczas każdej sprawowanej przez nas liturgii, a w sposób szczególny podczas ofiary eucharystycznej. My wszyscy, jako wspólnota zgromadzona wokół ołtarza, stajemy się „mieszkaniem Boga w Duchu” (por. Ef 2, 21-22). Nasz Pan przychodzi do każdego z nas indywidualnie w komunii świętej i jednocześnie do wszystkich razem jako wspólnoty, aby nas uświęcać swoją obecnością.
Jak troszczyć się o przeżywanie Eucharystii
Niezwykła wartość Eucharystii w życiu Kościoła podkreślana jest od wieków przez soborowe dokumenty i papieskie encykliki. Pomimo zmian zewnętrznych form liturgicznych, jest to sakrament otaczany niezwykłą opieką jak drogocenna perła, którą w darze otrzymaliśmy od naszego Pana. Dlatego warto się zastanowić, na ile my w swojej codzienności potrafimy patrzeć na Eucharystię jak na najcenniejszy skarb, jaki posiadamy tu na Ziemi. Czy potrafimy się zatroszczyć o właściwe przygotowanie do przeżywania Mszy swiętej i o godne w niej uczestnictwo? W końcu spotykamy się z naszym Panem i Zbawicielem.
Szymon Wilkowski (www.drogaodwaznych.pl)
Sakrament jedności
W jednym ze swoich kazań ksiądz Piotr Pawlukiewicz, opisując tajemnicę Eucharystii, przywołał ewangeliczną „przypowieść o skarbie ukrytym w roli”. Myślę, że jest to genialna intuicja na określenie daru, jaki otrzymaliśmy od Boga. Daru, który musimy odkryć, odnaleźć, żeby móc go docenić. Bóg ukrył największy skarb dla człowieka w Eucharystii. Wielu ludzi jednak patrząc na mały kawałek chleba, nie dostrzega w tym nic nadzwyczajnego. Msza św. jest taka przewidywalna, wiadomo co będzie za chwilę, jaki przebieg będzie miała liturgia, jakie będą śpiewy. Jest dla nich jak zwykłe pole, na które nie ma nawet po co wchodzić, bo już z daleka widać, że jest puste. Dopóki tego daru nie odkryjemy, nie będziemy potrafili go docenić.
Z pewnością, wartość Eucharystii odkryła grupa 49. chrześcijan, aresztowanych w 304 roku w Abitenie (teren dzisiejszej Tunezji) za panowania cesarza Dioklecjana. Wspomniani chrześcijanie złamali zakaz cesarza zabraniający wyznawcom Chrystusa wspólnych zgromadzeń i zebrali się w domu jednego z wiernych, Oktawiusza Feliksa, by odprawić Eucharystię. Aresztowanych przewieziono następnie do Kartaginy, gdzie przesłuchał ich prokonsul Anulin. Na pytanie prokonsula, dlaczego złamali zakaz cesarza, jeden z męczenników o imieniu Emeritus dał taką odpowiedź: „Sine dominico non possumus” (nie możemy żyć, nie gromadząc się w niedzielę dla sprawowania Eucharystii). Poddani okrutnym torturom oddali swoje życie za wiarę. Na jednej szali wagi położyli swoje dalsze życie bez Eucharystii, bez Boga. Na drugiej – swoją męczeńską śmierć. I ocenili, że lepiej jest dla nich umrzeć niż żyć.
Dla mnie osobiście Msza św. jest sakramentem jedności. Przy stole eucharystycznym gromadzą się wszyscy, zarówno chorzy jak i zdrowi, biedni i bogaci, niewolnicy i królowie. Chrystus nie robi podziału na zasłużonych i mniej godnych. Wszyscy mają taki sam dostęp do Jego Ciała i Krwi.
Św. Jan Chryzostom, patriarcha Konstantynopola pisał: „Niech nikt się nie smuci z powodu ubóstwa – bo duchowe jest święto! Niech żaden bogaty nie wynosi się z bogactwa – nic bowiem dla święta dzisiejszego nie znaczą pieniądze. W światowych uroczystościach, gdzie jest wielka wystawność i suto zastawione stoły, słusznie smuci się ubogi, podczas gdy bogaty używa i chełpi się. Dlaczego? Bo ten we wspaniałe odziany szaty, przy sutym stole; ubogi zaś wskutek niedostatku nie potrafi się niczym podobnym popisać. Tu jednak nie ma nic podobnego – tu znika wszelka nierówność; jeden stół dla bogatego i ubogiego, dla niewolnika i wolnego. Choćbyś był bogaty, nic więcej nie będziesz miał, niż ubogi; choćbyś był ubogi – nic więcej niż bogaty, i nie zmniejsza się ze względu na ubóstwo duchowa uczta – jest to bowiem Boża łaska, nie znająca różnicy osób. Dlaczego mówię o jednym stole dla ubogiego i bogatego? Nawet uwieńczonemu koroną, odzianemu w purpurę i panującemu nad całym światem i proszącemu o jałmużnę żebrakowi zastawiony jest jeden stół. Takie to naprawdę są duchowe dary. Nie godności w nich uczestniczą, lecz dobre usposobienie. Z jedną śmiałością, z jedną czcią przystępują do brania i uczestniczenia w boskich tajemnicach król i żebrak.”
Jednak już od samego początku istnienia wspólnot chrześcijańskich istniały różnego rodzaju trudności związane z przeżywaniem sakramentu jedności, jakim jest Eucharystia. Pisze o tym chociażby św. Paweł w Pierwszym Liście do Koryntian: „nie pochwalam was i za to, że schodzicie się razem nie na lepsze, ale ku gorszemu. Przede wszystkim słyszę – i po części wierzę – że zdarzają się między wami spory, gdy schodzicie się razem jako Kościół. Zresztą nawet muszą być wśród was rozdarcia, żeby się okazało, którzy są wypróbowani. Tak więc, gdy się zbieracie, nie ma u was spożywania Wieczerzy Pańskiej. Każdy bowiem już wcześniej zabiera się do własnego jedzenia, i tak się zdarza, że jeden jest głodny, podczas gdy drugi nietrzeźwy. Czyż nie macie domów, aby tam jeść i pić? Czy chcecie znieważać Boże zgromadzenie i zawstydzać tych, którzy nic nie mają? Cóż wam powiem? Czy będę was chwalił? Nie, za to was nie chwalę! (1 Kor 11,17-22).
Mogą nas szokować powyższe słowa Apostoła: „Tak więc, gdy się zbieracie, nie ma u was spożywania Wieczerzy Pańskiej”.
Nie mając oddzielnych miejsc kultu, chrześcijanie zbierali się na wspólnych zgromadzeniach w domach prywatnych. Z tekstu wynika, że sprawowanie Eucharystii połączone jest z ucztą, zwaną agape. Bogatsi członkowie wspólnoty chrześcijańskiej w Koryncie oraz osoby o wyższym statusie społecznym spożywają posiłek we własnym gronie i korzystają obficie z przyniesionych przez siebie pokarmów, podczas gdy ubodzy, osoby o niskiej pozycji społecznej i niewolnicy, którzy nie mają wiele własnego pożywienia, odchodzą głodni. Według Apostoła Narodów Wieczerza Pańska winna stać się antidotum na podziały, a we wspólnocie dzieje się wręcz odwrotnie. Św. Paweł czuje się, więc w obowiązku do braterskiej korekty postępowania członków gminy w Koryncie.
Dopiero z biegiem czasu dochodzi do oddzielenia Wieczerzy Pańskiej od spożywanego posiłku. Agapy są odtąd spożywane po zakończonej Eucharystii.
Rozpoczęty w naszej diecezji Kongres Eucharystyczny jest doskonałą okazją do tego, aby na nowo odkryć wartość Mszy św. Aby w niej uczestniczyć nie tyle z obowiązku czy przymusu, bo tak chociażby mówi pierwsze przykazanie kościelne: „W niedziele i święta nakazane uczestniczyć we Mszy świętej i powstrzymać się od prac niekoniecznych”, ale odkryć w niej skarb, za który warto oddać wszystko, nawet własne życie.
Moim marzeniem jest, aby jednym z owoców kongresowych było pogłębienie świadomości Eucharystycznej i pragnienia jeszcze pełniejszego przeżywania Mszy św. Aby stać nas było na świadome i pełne mocy powtórzenie za męczennikami z Abiteny: „Sine dominico non possumus” – nie możemy żyć bez Eucharystii.
bp Dariusz Zalewski
Sam na sam z Nim…
Pamiętam kilka wyjątkowych adoracji w swoim życiu. Pierwsza, jaka przychodzi mi do głowy: miałam 22 lata, z Bogiem byłam bliżej niż wcześniej, pojechałam na wakacje spotkać się z koleżanką, którą kilka lat wcześniej poznałam w środowisku kościelnym. Pojechałyśmy do Ełku (ona mieszkała w Grajewie), chodziłyśmy po mieście, pływałyśmy na rowerze wodnym po jeziorze, robiłyśmy zdjęcia. W pewnym momencie ona zauważyła otwarty kościół i zapytała, czy możemy wejść na adorację. Spoko, czemu nie, skoro chciała, mi tam specjalnie nie zależało. Weszłyśmy. Ja uklęknęłam, pomodliłam się i mogłam iść. A ona klęczała i klęczała. Całą wieczność. Co tu można robić, tyle czasu? Miałam wrażenie, że nigdy stamtąd nie wyjdzie. W końcu zniecierpliwiona, sama wyszłam, poirytowana, ile można tak klęczeć zamiast zwiedzać. Nie wiem, czy to trwało koło godziny, niedługo później wyszła, nieco zawstydzona.
Powiedziała, że traci poczucie czasu, kiedy jest przed Bogiem. A dla mnie to było coś niezrozumiałego.
Aż kilka lat później sama, kiedy moja wiara dojrzała i ewoluowała, doświadczyłam podobnego stanu i zrozumiałam, co miała na myśli. Opowiadałam wtedy o swoich problemach i o tym, czym chciałam się podzielić, jeszcze różaniec i zanim się zorientowałam, już minęła godzina i musiałam wracać do swoich obowiązków.
Adorować, czyli…?
Adorować, czyli czcić. Adorować, czyli być z Bogiem z miłością, szacunkiem, dziękczynieniem i otwartością. Na początku może być trudno, ale zazwyczaj wszystko, co robimy dość rzadko, jest na początku trudne i toporne. Ale z czasem wypracujemy sobie swój sposób na bycie w bliskości z Bogiem. Pamiętam piękną adorację w Medjugorie. Hostia była ogromna, miałam wrażenie, że świeci, ogrzewa wszystkich takim blaskiem. W ogóle się nie nudziłam. W ogóle nie miałam poczucia, że tracę czas. To był naprawdę dobrze wykorzystany wieczór. Piękna muzyka, która pomagała skupić myśli. Prowadzone słowo. I to poczucie, że mimo tysięcy ludzi na placu, jestem tam głowie ja, przed Nim. I On mnie widzi i cieszy się, że jestem. Taki oddech dla duszy. I całe morze spokoju.
Potrzeba uważności
Pamiętam jeszcze jedną, niezwykłą adorację. Modliłam się wtedy o możliwość ponownego przyjazdu do Medjugorie. Klarowałam, wyjaśniałam, że chcę, ale nie mam pieniędzy, nie wiem jak z czasem, nie wiem, z kim miałabym jechać. I że chciałabym jakiś znak, co ja mam robić. Przede mną siedziała pewna Pani. W pewnym momencie odwróciła się do mnie, podała mi coś i się uśmiechnęła, nie mówiąc ani słowa. Spojrzałam na obrazek: przedstawiał Matkę Bożą z Medjugorie. I już wiedziałam, że nie wiem jak, ale pojadę. Byłam spokojna. I faktycznie, w tym samym roku — pojechałam.
Na co zwrócić uwagę, by adoracja była bardziej owocna?
Paulina Brzozowska
Ubieganie się o względy – adoracja
Okazywanie bezinteresownej miłości i prawdziwej radości z przebywania z drugim człowiekiem jest niełatwym wyzwaniem dla najbardziej nawet życzliwego człowieka. Adorowanie to zabieganie o względy drugiej osoby, to uwypuklanie i dostrzeganie jego zalet, to upraszanie spojrzenia przychylnym okiem na siebie i swoje sprawy. Po ludzku – miłość, życzliwość i dbanie o dobro człowieka jest kwintesencją życia. Z perspektywy właściwej Bogu – nic nadzwyczajnego – standard.
O miłości powiedziano i napisano już chyba wszystko. Artykuły, felietony, książki, wiersze – a nawet (a może zwłaszcza) 4 Ewangelie. To wszystko jednak nie jest nawet cząstką tego, jaką miłością obdarza nas Pan Bóg, jakiej miłości nas uczy, jakiej miłości od nas zarówno oczekuje jak i wręcz wymaga. Nie jesteśmy w stanie sobie tego wyobrazić, nie jesteśmy w stanie tego uczucia dotknąć i nie jesteśmy w stanie tej miłości zrozumieć. Nie ma jednak takiej potrzeby. Nie szukajmy zrozumienia w czymś oczywistym, tylko zwyczajnie się tym nasycajmy.
Dokładnie tak samo jest z ludzkiego punktu widzenia. Często nie rozumiemy, skąd się biorą nasze motyle w brzuchu i dlaczego trzepoczą one skrzydłami na widok, czy choćby dźwięk oddechu drugiego człowieka. Nie potrzebujemy miłości rozumieć, nie potrzebujemy radości słyszeć, ale potrzebujemy ją konsumować. Nie zawsze w znaczeniu cielesnym, ale intelektualnym! Taką konsumpcją miłości jest uwielbianie, adoracja, przebywanie, a nawet choćby kierowanie samych myśli w stronę tejże osoby, bóstwa czy sytuacji.
„Gdybym mówił językami ludzi i aniołów, a miłości bym nie miał, stałbym się jak miedź brzęcząca albo cymbał brzmiący” – święty Paweł widzi to i opisuje miłość w taki (bardzo piękny) sposób. Można przewrotnie sparafrazować te słowa, mówiąc: Gdybym nie mówił językami ani ludzi, ani aniołów, a miałbym miłość prawdziwą, byłbym kimś wielkim w swej małości! Nie trzeba tylko chcieć – trzeba po prostu być!
Grzegorz Kacperski
Człowiek potrzebuje adorować Pana Boga
Od Wielkiego Czwartku przeżywamy Kongres Eucharystyczny, którego celem jest odnowienie wiary w rzeczywistą obecność Chrystusa w Sakramencie Ołtarza i ożywienie naszych relacji z Bogiem obecnym w Eucharystii. W tym szczególnym czasie pragniemy jeszcze bardziej rozpalać miłość do życia Eucharystią poprzez adorację Najświętszego Sakramentu. To nie Pan Bóg potrzebuje być adorowanym, ale my potrzebujemy być w bliskości Pana Boga.
Patrzeć na Jezusa
W ciągu naszego życia pojawiają się różne osoby, które obdarzają nas troską i tej troski od nich oczekujemy. Ale jest Ktoś, kto nieustannie trwa przy nas, bez względu na okoliczności. To jest Bóg – Jezus Chrystus. On ciągle do nas mówi „jestem”. To jest Jego imię! To jest to jego bycie przy nas.
Św. Jan Maria Vianney pewnego ranka zauważył, że w pobliżu kościoła stoi blisko siedemdziesięcioletni rolnik Ludwik Chaffangeon, który o ścianę oparł swoją motykę i szpadel. Proboszcz zapytał, co go sprowadza do kościoła o tak wczesnej porze. W odpowiedzi usłyszał: „To moja najpiękniejsza chwila w całym dniu. Przychodzę przed tabernakulum szukać siły i pomocy do całodziennej pracy”. Następnie święty kapłan z zaciekawieniem zapytał, co on mówi Panu Jezusowi. Rolnik odpowiedział: „Księże proboszczu, nic nie mówię. Ja patrzę na Niego, a On patrzy na mnie”.
Adorować to przebywać z Nim
Bóg obiecuje, że nigdy o nas nie zapomni, nigdy nas nie opuści. Jednocześnie Jezus szanuje wolność człowieka i nikogo nie zmusza do relacji. On sam bardzo się zaangażował (aż po śmierć na krzyżu) w to, aby człowiek był szczęśliwy. Warto więc skorzystać z możliwości bycia w takiej relacji z Bogiem. Tę relację z żywym Bogiem pogłębia adoracja Najświętszego Sakramentu. Adorując, człowiek jednoczy się z Jezusem bez listy próśb, ale z jedyną prośbą: aby z Nim przebywać. Kiedy adorujemy, pozwalamy Jezusowi nas leczyć i zmieniać. Adorując, dajemy Bogu możliwość przemienienia nas Jego miłością, rozjaśnienia naszych ciemności, dania nam sił w słabości oraz odwagi w trudnych doświadczeniach. Podczas adoracji mamy możliwość dotrzeć do tego, co najistotniejsze i uczymy się odrzucać to, czego nie należy czcić: bożka sukcesu, bożka przyjemności i innych bożków.
Owoce adoracji
Adorując, odkrywamy, że życie chrześcijańskie to dzieje miłości z Bogiem, w których trzeba Go postawić na pierwszym miejscu. Chociaż nie widzimy Chrystusa swoimi zmysłami, mimo to wierzymy, że On jest. Podczas adoracji otrzymujemy pomoc od Boga w rozwiązywaniu konkretnych sytuacji życiowych oraz codziennych problemów. Adoracja przygotowuje nas również do życia wiecznego. W Eucharystii adorujemy Tego, którego ujrzymy w chwale, a którego widok będzie naszym wiecznym nasyceniem. To zapowiedź Nieba, to przedsmak stanu, do którego jesteśmy wszyscy zaproszeni w Domu Ojca.
Jacek Uchan
Adoracja – przebywaniem z Bogiem
Adorować oznacza przebywać z Bogiem. Adorować znaczy czcić Boga z miłością, szacunkiem i dziękczynieniem w miejscu Jego Obecności w sakramentalnym chlebie. Adoracja jest zatem spotkaniem pełnym miłości z Panem, Bogiem, Stwórcą i Przyjacielem.
Adoracja to nie tylko sprawa osobista, nawet jeżeli jest głównie sprawą duchową konkretnej osoby. Adoracja to postawa całego Kościoła, który pozostaje zjednoczony z Chrystusem, uwielbia Go i Uwielbia Ojca wraz z Jezusem, adoruje w imieniu całej ludzkości. Adorowanie jest czerpaniem łask dla całej ludzkości, tzn., że Adoracja przez modlitwę przynosi duchowe owoce dla wszystkich.
Adoracja w życiu świętych
Święty Jan Paweł II, dla którego całe życie przeniknięte było głębokim zjednoczeniem z Bogiem przez modlitwę, szczególnie umiłował Eucharystię, jak również Adorację Najświętszego Sakramentu.
Święty Alfons Maria Liguori twierdził, że wśród wielu praktyk modlitwy, Adoracja Jezusa w Najświętszym Chlebie jest pierwsza, zaraz po sakramentach miła Bogu i przynosząca duchowe dobro dla nas. To nieoceniony skarb, który pozwala zaczerpnąć z samego źródła.
Podczas Adoracji Jezus dotyka duszy człowieka, działając w samym sercu świata. Jest „środkiem” na zło w świecie, które nęka i zniewala człowieka. To czerpanie źródła życia, miłości od Tego jest Źródłem Nieskazitelnym i Miłością Doskonałą.
Owoce Adoracji
Adoracja rozwija wzrost nadprzyrodzonej wiary. By adorować, trzeba czynić akt wiary. Nie widzimy Boga, nie czujemy Go, ale wierzymy, że jest obecny w białym chlebie. Chleb jest samym Jezusem Chrystusem. Wzrastamy w tym akcie wiary, uznajemy, kim jest Bóg, dochodząc w ten sposób do coraz głębszej, oczyszczonej i rozumnej wiary.
Adoracja odkrywa przed nami prawdę o Bogu, jak również o nas, o naszym życiu, o tym jacy jesteśmy. To doświadczenie bywa nieraz trudne. Poznawanie Boga, który jest Święty, pokazuje nam brak naszej świętości. Nie jest to po to, by upodlić nas, ale by przez przebywanie z Jego Świętością pozwalać w sobie kształtować tę świętość. To odkrywanie ma prowadzić do nawrócenia, do tego by Bóg przemieniał serce.
Adoracja ma kształtować w ludzkim sercu postawę współczucia i miłości. W ten sposób staje się człowiek coraz bardziej podobny do Chrystusa, który przyszedł, by współczuć, wybawiać, uwolnić więźniów, uzdrawiać. Mamy uczyć się być jak On poprzez przebywanie z Nim.
Jezus chce przebywać ze swoim ludem, być pośród Niego, dlatego adorowanie Go przemienia nas i ożywia. Jego uczucia i życie stają się naszymi.
Wówczas codzienność staje się adorowaniem Boga. Jego życie przemienia nasze życie, rzeczywistość staje się paschalna.
Adoracja to czas, kiedy serce człowieka ma się przemieniać, kształtować na wzór Jezusa Chrystusa. Jego postawa wobec Ojca ma być dla nas nie tylko inspiracją, ale również wzorem serca oddanego i pokornego. By za psalmistą adorującym mógł powtórzyć: „Panie, moje serce się nie pyszni i nie patrzą wyniośle moje oczy. Nie dbam o rzeczy wielkie, ani o to co przerasta moje siły. Lecz uspokoiłem i ucieszyłem moją duszę, jak dziecko na łonie swej matki. Jak ciche dziecko jest we mnie moja dusza.” Ps 131
s. Zagraba
Lorem ipsum dolor sit amet, consectetur adipiscing elit. Ut elit tellus, luctus nec ullamcorper mattis, pulvinar dapibus leo.